Dokładnie 20 lat temu – 31 maja 2002 roku we wczesnych godzinach popołudniowych przy stoliku w barze „Wiking” Centrum Handlowego „Klif” przy ulicy Okopowej, zasiedli: Artur N., ps. „Jogi”, Artur M ps., ”Budyń” Krzysztof B. oraz Tomasz S., ps. „Komandos”. Nie przeczuwali żadnych problemów. Od dawna stołowali się w popularnym lokalu położonym na antresoli obiektu, z pasażem handlowo-usługowym w części parterowej oraz lokalami gastronomicznymi usytuowanymi na piętrze.
W sklepach galerii handlowej trwał zwykły codzienny ruch. Z uwagi na zbliżający się „Dzień Dziecka” nieco więcej osób odwiedzało punkty z artykułami dziecięcymi, w poszukiwaniu prezentów dla swoich pociech. Pobliską ulicą Okopową spokojnie sunęły dudniące po szynach tramwaje oraz sznury aut pasami jezdni po obu stronach torowiska.
Po przeciwległej stronie ulicy rozciąga się wysoki mur słynnej warszawskiej nekropolii – Cmentarza Powązkowskiego. Nieoczekiwanie przy barowym stoliku pojawił się Szymon K., ps. ”Szymon z Łomianek”, z którym „Komandos”, odszedłszy na stronę, chwilę rozmawiał. Po krótkiej wymianie zdań „Szymon” opuścił galerię, a Tomasz S. powrócił do stolika swoich kompanów.
Kilkanaście minut później do zajmowanego przez gangsterów stolika podszedł kolejny mężczyzna, średniej postury, z naciągniętą i mocno osadzoną na głowie czapką „bejsbolówką”. Niespodziewanie wyciągnął w kierunku siedzących rękę z pistoletem o lufie zakończonej tłumikiem, który wcześniej ukryty był pod zieloną reklamówką. Krzysztof B., trafiony dwoma strzałami w głowę zginął na miejscu, „Komandos” i „Budyń” zerwali się do desperackiej ucieczki.
„Komadosowi” udało się zbiec w dół schodami, „Budyń” próbował rozpaczliwie dopaść oddalonego o kilkanaście metrów ciągu ruchomych schodów, jednak trafiony kolejnym strzałem, padł martwy tuż przed nimi. „Jogi” zainkasował dwie kule w bark i ciężko ranny uszedł z życiem. Zabójca, przez nikogo nie zatrzymywany spokojnie oddalił się z miejsca zdarzenia. „Komandos”, który wpadł na niego w chwilę później na parkingu podziemnym, wybiegł po schodach na górę i rwał w stronę pobliskiego postoju taksówek …
Strzelanina w „Klifie” przeszła do historii polskiej przestępczości zorganizowanej. Nigdy wcześniej nie dochodziło do tak zuchwałych egzekucji w centrach handlowych. Bodaj po raz pierwszy szefowie kilku grup zdecydowali się wspólnie opłacić wynajętego spoza środowiska kilera w celu wyeliminowania konkurencji.
O komentarz do zdarzeń sprzed 20 lat w centrum handlowym przy Okopowej poprosiliśmy słynnego policjanta Jana „Majami” Fabiańczyka, oto jego relacja:
„Wszyscy przeczuwaliśmy, że w końcu wydarzy się jakaś gruba akcja na mieście. Skończyło się już działanie gangsterów w zaciszu, czekaliśmy na coś spektakularnego, ale że akurat „Klif”… Nikt się tego nie spodziewał. „Klif” stanowił w tym czasie najmodniejszą galerię w Warszawie; najbardziej ekskluzywną, najbardziej obleganą, z mnóstwem gapowiczów, nie tylko ludzi kupujących, ale równiez osób, które chciały zobaczyć trochę świata. Chyba pierwszy raz doszło pomiędzy kilkoma grupami przestępczymi do porozumienia w kwestii płatności i wspólnie wynajęły zabójcę zza wschodniej granicy. To nie było może pierwsze tego typu zdarzenie w Warszawie – wcześniej dochodziło już do egzekucji w miejscach publicznych, ale „rzeź” przy Okopowej miała wyjątkowo widowiskowy przebieg. Po „Klifie” w policji położono większy nacisk na wyeliminowanie zagrożenia poprzez działania wyprzedzające ruchy „gangusów”. Bardzo odpuścili wtedy „operacyjnym”, wcześniej przytelepali się do nas, że „operacyjniacy” piją wódkę i nic nie robią, a informacje da się pozyskiwać bez chlania. Po masakrze w ”Klifie” mieliśmy większą swobodę w działaniu, dali nam wolną rękę, mieliśmy być przede wszystkim skuteczni.”