Dziś mija dziewiętnasta rocznica najbardziej krwawego wydarzenia w księgach kryminalnych wydarzeń w Polsce czyli strzelanina w Magdalence.
Sytuacja od dłuższego czasu była nerwowa. Siły policyjne próbowały namierzyć Roberta Cieślaka – członka grupy mutantów, którego było stać na wszystko a życie ludzkie nie miało dla niego żadnego znaczenia – jednak bezskutecznie aż do 2003 roku, kiedy natrafili na niego w podwarszawskiej Magdalence.
Wtedy to Cieślak wraz z domniemanym żołnierzem SPECNAZu Igora Pikusem – który również posługiwał się nazwiskiem Wołodin wynajęli dom, zabarykadowali się w nim a wokół posesji rozstawili zasieki na które składały się bomby własnej roboty, które napakowane wszelakiej maści żelastwem zwiększały siłę rażenia, granaty a oni sami zgromadzili w domu ogromny arsenał broni palnej oraz amunicji.
Wydarzenie postawiło na nogi całą Warszawę z powodu posiadania złego planu domu – rozstaw drzwi nie zgadzał się z tym, co posiadali antyterrorysci. Pikuś i Cieślak rozpoczęli swoje „krawawe łowy” i postanowili, że „żywcem się nie dadzą”. Na miejsce sprowadzono oddziały Policji oraz sprzęt, który miał usprawnić przeprowadzenie akcji.
Mieszkanie zaczęło płonąć, a znajdujący się w nim bandyci zaczadzili się i zginęli na miejscu.
Nie tylko dobre imię policji poległo w tamtym wydarzeniu, ale w szczególności życia wielu, oddanych służbie antyterrorystów – którzy nie mieli wcześniej pojęcia o postępowaniu przy takich akcjach.
Z akcji w Magdalence wynosimy niestety przykry wniosek, że aby coś się zmieniło – ktoś musiał stracić życie. Po całej strzelaninę rozpoczęto szkolenia oraz dozbrajanie policjantów z często zużytej i przestarzałej broni.