Dziś (05 grudnia 2019 r. ) mija dwudziesta rocznica śmierci Andrzeja K. PS. „Pershing” – domniemanego szefa gangu pruszkowskiego.
Ponieważ postać Pershinga, niezmiennie od wielu lat bardzo ciekawi czytelników mafijnych tematów, postanowiliśmy zapytać byłego gangstera grupy pruszkowskiej, o to jakim człowiekiem był Andrzej K.
Naszym rozmówcą jest Grzegorz Ł. ps. „Mięśniak” – były adiutant „Masy”, człowiek, który jako jeden z nielicznych gangsterów z lat 90 –tych, nigdy nie poszedł na współpracę z organami ścigania. Mamy ogromną nadzieję, że to nie jest ostatni wywiad jakiego zgodził się, udzielić nam „ Mięśniak”.
PN: Jakie jest Pana wspomnienie o Andrzeju K. PS. „Pershing”?
„Mięśniak”: „Zawsze mówię o nim Przyjaciel, choć wiem że to stwierdzenie jest trochę na wyrost – nasze kontakty ograniczały się do sfery zawodowej. Ale jak określić człowieka, który bezinteresownie potrafił pomóc drugiemu nawet wtedy gdy oznaczało to poważne problemy dla obu? I to było piękne w tym człowieku, jak nie miałeś racji to miałeś rację – mając po swojej stronie Andrzeja. Wsiadał z tobą na jedną deskorolkę i jechał do samego końca. Miał wszystko to, czego zabrakło Masie by stać się legendą”.
PN: Kiedy widział go Pan ostatni raz?
„Mięśniak”: „Ostatni raz widziałem go zabezpieczając spotkanie na Mc Donaldzie kilka dni przed tragiczną śmiercią. Jechał do Zakopanego na narty. Pamiętam jak dziś słowa pewnego ważnego gościa tamtego spotkania (i nie był to Masa- jak twierdzi w swoich książkach), nazwijmy go pan W : „Dlaczego on jedzie tam sam?! daj mu kilku chłopaków do ochrony!”. Pershing stanowczo odmówił a niestety nikt nie nalegał by zmienił zdanie, i to był największy błąd, który kosztował bardzo dużo”.
PN: Ok. 16.00, na parkingu Hotelu” Kasprowy”, Andrzej ginie na miejscu od strzałów w głowę i klatkę piersiową oddanych przez dwóch zamaskowanych mężczyzn. Jak to zabójstwo wpłynęło na dalsze losy grupy pruszkowskiej?
„Mięśniak”: „Od tamtej pory, jak wiadomo, wydarzenia potoczyły się błyskawicznie… Można było temu w łatwy sposób zapobiec, aczkolwiek nikt kto był na takim poziomie żeby mógł wejść w spór z Andrzejem, nie uczynił tego. Ten dzień uważam za początek końca. Domek z kart rozsypał się po 5 grudnia 1999 r.”
PN: Informacja o zabójstwie Pershinga roznosi się z prędkością światła…W Waszych szeregach wybucha panika?
„Mięśniak” : „Zaraz po tym jak dowiedzieliśmy się o stracie, zostałem wezwany przez Masę do Pruszkowa. Był wystraszony jak nigdy dotąd, wiedział że zaraz przyjdzie czas na niego.
A my mieliśmy świadomość że od teraz musimy być wyjątkowo elektryczni, dbając o jego bezpieczeństwo na co dzień. Chcąc zlikwidować Masę, my- jego przyboczni- będziemy pierwszym celem ewentualnego ataku”.
PN : Czy inni, z Waszego kręgu, także mieli podobne zdanie o Andrzeju K. jak Pan? Był lubiany?
„Mięśniak” : „Dla mnie jak i dla wielu chłopaków znających Andrzeja osobiście, to On był największą legendą „miasta” w historii polskiego świata przestępczego. I choć nigdy nie miał symbolu Gita w koronie, był wzorem do naśladowania dla wielu ostrych chłopaków”.