Dość późno, ale wybrałem się na film „Dziewczyny z Dubaju” (reż. Maria Sadowska), postanowiłem opisać swoje odczucia wobec tego filmu. Ekranizacja książki dziennikarze Piotra Krysiaka„rodziła się” w wielkich bólach – wpierw poróżnienie z samym autorem książki a producentem, potem rozwód producentów filmu czyli Doroty „Dody” Rabczewskiej i Emila Stępnia.
„Afera Dubajska” – czym jest?
Dla publiki niewiedzącej czym jest „Afera Dubajska” to w skrócie – modelki, biedne dziewczyny, aktorki i głośne nazwiska w zamian za szybki i „łatwy” zarobek jeździły jako „ekskluzywne prostytutki” do krajów arabskich. W 2014 roku, kiedy autorzy bloga „TagTheSponsor” przeprowadzili akcję ujawniającą, kim są i jak działają instagramowe modelki, które za ogromne pieniądze spełniają zachcianki bogatych, arabskich biznesmenów. Podszywając się pod organizatorów seks-wyjazdów, „sutenerki” wysyłały im screeny, gdzie niejednokrotnie można było ujrzeć osobę znaną. Publikując rozmowy i screeny sprawili, że afera dubajska wyszła na jaw i wstrząsnęła opinią publiczną.
Przekaz filmu
Otóż jeśli mówimy o filmie to jest on dość w moim odczuciu teledyskowy i powierzchowny.
Opis filmu:
Młoda ambitna dziewczyna od lat marzy o wielkim świecie. Gdy tylko nadarza się okazja, bez wahania wskakuje w jego tryby, stając się ekskluzywną damą do towarzystwa. Wkrótce to ona na zaproszenie arabskich szejków zaczyna werbować polskie miss, celebrytki, gwiazdy ekranu i modelki.
Główną bohaterkę, jaką jest „Emi” możemy określić w historyjce „biedna dziewczyna z dziury, gdzie matka nie daje nadziei jej marzeniom, ta się buntuje i idzie po trupach do celu, stając się żywym trupem swych marzeń, ponieważ chciała osiągnąć to na skróty”. Film w swej myśli (jak dla mnie) mówi wprost – „Tak! Dziewczyny puszczają się i nie potrzebują do tego męskich alfonsów” – krótko mówiąc….kobiety kobietom.
Jednak nie mamy tutaj historyjki o kobietach, które zmuszane są do tej prostytucji, a same się tego podejmują, wręcz im się podoba, gdzie z każdym stosunkiem, który potrafi opiewać na coraz większe kwoty – puszczają im jakiekolwiek hamulce względem „wymagań klientów”. Produkcja Marii Sadowskiej jest w szczególności zbyt długa, jednak nie w koncepcji przedstawienia historii szczegółowo a bardziej jak pisałem – teledyskowo. Średnio co 10 minut mamy scenę, gdzie dziewczyny w towarzystwie swoich burdelmam otwierają drzwi a w tle leci „na na na Girls to Buy”, motywacje bohaterki Kamili są prostolinijne, głupawe i naiwne – scena jej samobójstwa ma raczej arystyczny wydźwięk niż ten emocjonalny, pokazujący tragiczne konsekwencje „zarabiania ciałem”.
Jest jedna scena, która mi się bardzo sposobała i pięknie obala „niewinnosć”, kiedy to na jachcie pokazana jest scena seksu grupowego z arabami (nie będe opisywał co dokładnie robią)
W tle tej sceny lecą „Pieniądze” z słynnego musicalu „Metro” (ktoś pamięta?) i ten wymowny refren „Pieniądze wskażcie mi drogę, bo błądze” – jeśli wyłączymy poprzednie sceny i zostawili formę filmu w takim przekazie jest on moim zdaniem sprawiedliwy. Mogę ten film pochwalić za obalenie mitu niewinności wszystkich kobiet (w kontekście poprawności politycznej), romantyzowania „sex-workingu” (tylko wprost nazywanie to kur****m) czy tego, że kobiety (w tym filmie) również perfidnie potrafią przy tym okłamywać swoich mężów (wiele postaci w tym filmie ma mężów, partnerów) a do domu wracają jako kochające żony i matki. Film pokazał, że konsekwencje takich działań zawsze się odbijają.
Fakty i obalenie mitu społecznego
Nie chciałbym aby kobieca część czytających potraktowała to jako jawny atak a raczej pewną, kinową sprawiedliwość gdzie mężczyźni często są przedstawiani jako brutale czy alfonsi – zatem role się obróciły i mówią wprost „Kobiety też popełniają błędy” w myśl „Nic co ludzkie nie jest mi obce” – obalając często mit tego, że prostytutka to ta Ukrainka mówiąca „skolko w ….” a również potrafi być to próżna celebrytka, chcąca jeszcze więcej.
Oceniając film jako dzieło jest to raczej kino miałkie, błyszczące budżetem, pięknymi kadrami ale z dziurawym scenariuszem. Katarzyna Figura, która zawsze budziła we mnie dziwny „mood” gdy sie pojawiała, tak tutaj ratuje film.
Natomiast jeśli chodzi o wydźwięk społeczny to ma dosłownie żaden – szczęka opadła mi, kiedy przeczytałem „2 czerwca ustanowiono dniem sex-workingu”. Tylko że jak? Jako celebracja? Upamiętnianie kobiet, które same decydują się na taką formę zarobku? Nie rozumiem, może jestem tylko nic nie wiedzącym widzem i brak mi doświadczenia. Nie chciałbym, aby tylko zarzucano mi, że sex-working to „wyzwolenie” a ja jestem zacofanym. Prostytucja była, jest i będzie czy tego chcemy czy nie i kobieta też potrafi robić to z własnej chęci zarobku. Jeśli ktoś uważa, że ta afera to kolejne „wyzwolenie” – zatem dlaczego każda celebrytka, aktorka nie mówi o tym głośno, tylko „odmawia komentarza” lub chowa głowę w piasek w obliczu prawdy? Przecież za akt wyzwolenia nie powinny się wstydzić.
Piotr Krysiak sam niezadowolony jest ekranizacją jego książki i zapowiedział, że na jesień 2023 roku mamy się spodziewać nowej produkcji, opartej na tej samej książce, o tym samym tytule – jak podkreśla zgodny z jego wizją.
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.ZgodaNie wyrażam zgodyPolityka prywatności